czwartek, 29 maja 2014

13 lipiec, niedziela

„Everytime I see you
I don't know why
My heart begins to race
And everytime I leave
I don't know why
My heart begins to break”
Obudzili mnie o 1:30 i kazali się zbierać. Wzięłam prysznic, ubrałam coś wygodnego i pojechaliśmy na lotnisko. Nic ciekawego się nie zdarzyło. Dziewięciogodzinny lot do Londynu w trakcie którego nie miałam co robić był męczący.
Wylądowaliśmy o 13 czasu na Florydzie i o 18 czasu w Londynie. Jak zwykle było nudno, a ja rzucałam się na telefon przy każdym SMS ie, a było ich sporo, jako że właśnie wylądowaliśmy za granicą.
Kiedy wychodziliśmy z lotniska znowu zrobiło mi się słabo, głosy zaczęły się rozmywać, a świat wirował.
Obudziłam się w białej sali. Byłam pod kroplówką a na krześle obok siedział Charlie.
 -Czemu mnie tu przywiozłeś? - zapytałam z wyrzutem, opierając się na łokciach.
 -Bo jebnęłaś głową w krawężnik. To tak najszybciej mówiąc.
 -Czuję... - złapałam się za głowię, w której znów zaczęło mi się kręcić, i opadłam na poduszkę.
 -Pośpij jeszcze. Jesteś pewnie zmęczona – zrobiłam tak, jak chciał.
Nie zasypiało mi się trudno i, o dziwo, spało mi się dobrze.
Obudziłam się chyba po godzinie albo dwóch. Sprawdziłam, czy mój brat ciągle tam jest, ale nie było go.
Był ktoś inny.
 -Ashton? - wyszeptałam, kiedy tylko go zobaczyłam. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Usiadł bliżej i złapał mnie za rękę. Miał czerwony nos i sklejone rzęsy. Chyba płakał.
 -Alex... Przepraszam, że nie odpisywałem. Myślałem, że jakoś zapomnisz. Nie wiedziałem, że spotkamy się w szpitalu. Naprawdę nie chciałem, by tak wyszło – gładził delikatnie moją dłoń. Nie umiałam być na niego zła. Zabijała mnie sama myśl, że płakał. - Przyniosłem ci róże. Siedem róż. Po jednej na każdy dzień, kiedy mnie nie było i kiedy cierpiałaś z mojej winy.
 -Jesteś kochany – uśmiechnęłam się do niego, a on lekko musnął swoimi ustami mogą rękę.
 -Wybaczysz mi? - spojrzał w moje oczy, a ja lekko kiwnęłam głową. Chciałam coś jeszcze powiedzieć ale do sali wszedł Charlie. Popatrzył w moją stronę, a Ash tylko wstał.
 -Kto to?
 -Ashton – chłopak wyciągnął w jego stronę rękę z uśmiechem. Mój brat zmierzył go wzrokiem, po czym złapał jego koszulkę i rzucił nim o ziemię.
 -Charlie, zostaw go! - krzyknęłam, ale chłopak mnie nie posłuchał. Był kochanym ale dbał o mnie i był w stanie zrobić coś Ashtonowi, przez to, się stało po jego zniknięciu.
 -Ty debilu... Gdyby nie ty, jej by tu nie było. Widzisz, co zrobiłeś? - kopnął go, a chłopak przewrócił się na drugi bok i wstał, trzymając się za żebra.
 -Hej, hej... Nie możemy tego omówić? Bez przemocy? - Charlie zamachnął się, ale Ash zdążył się odsunąć.
 -Charlie, przestań! - krzyknęłam znowu. Bijąc go nie wrócisz czasu! - popatrzył na mnie i uspokoił się. - Pogadaj z nim...
 -Przepraszam – wyciągnął rękę do Ashtona, który ją złapał.
 -Możemy pogadać? - brunet kiwnął i wyszli na korytarz.
 -Po co wróciłeś?
 -Chciałem ją przeprosić.
 -Tylko? Już zaczynała zapominać.
 -Przepraszam. Ona... Ona jest dla mnie wszystkim.
 -Dlaczego ją zostawiłeś?
 -Uświadomiłem sobie, że ją naprawdę kocham i jak wiele dla mnie znaczy w ciągu tego tygodnia.
 -I co teraz masz zamiar zrobić?
 -Chciałem się nią zająć. Nadrobić ten tydzień, kiedy mnie nie było.
 -A potem znowu ją zostawisz? Jak zabawkę?
 -Nie. Nawet jeśli miałbym mówić o niej jak o zabawce, niektórych zabawek nigdy się nie wyrzuca, zawsze są w naszych sercach, zawsze o nich pamiętamy.
 -I przekładałbyś ją z półki na półkę, bawiąc się innymi?
 -Nie. Zawsze miałbym ją przy sobie i ona sprawiałaby, że jestem najszczęśliwszy, więc po co mi nowe?
 -Więc jak chcesz się nią zająć?
 -Umm. Na początku chciałem zaproponować jej mieszkanie przez ten tydzień z nami, ale teraz nie wiem czy to dobry pomysł. Prawie w ogóle się nie znamy, ona może się mnie bać. To chyba trochę za szybko...
 -Na pewno to najlepszy pomysł, na jaki dzisiaj wpadłeś. Przez to, że tu trafiła, masz się nią opiekować chociaż przez ten tydzień. Rozumiesz? Masz jej nie zranić.

Sun:
„Mógłbym przez ten tydzień mieć Cię ciągle przy sobie?”

Ja:
„Jak najbardziej”

Więc kiedy półtorej godziny później wypisali mnie z obserwacji, pożegnałam się z Charliem i pojechałam z Ashtonem na obrzeża miasta gdzie wynajmowali dom. Dziwnie się tam czułam, jako, że było tam czterech chłopaków, a ja byłam jedyną dziewczyną. Zostawiłam walizkę w jednym z pokoi i poszłam się umyć. Kiedy wróciłam i ubrałam się, do mojego pokoju wszedł Luke.
 -Hej. Przyszedłem... Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku. I przyniosłem ci jabłko.
 -Dziękuję. - Usiadłam po turecku i wzięłam owoc.
 -Prawdę mówiąc to przyszedłem bez powodu. Chciałem cię zobaczyć, pogadać – usiadł obok i popatrzył w podłogę.
 -Aw. Słodki jesteś – chciałam pocałować go w policzek, ale nagle obrócił głowę.
 -Przepraszam. Chciałem ci coś powiedzieć, nie wiedziałam.
 -Oh. Nie ma... Nie ma problemu. - Pocałowałam lekko jego nos, a on uśmiechnął się. - Wiesz, jestem trochę zmęczona, możemy pogadać jutro?
 -Jasne. Zjedz tylko – uśmiechnął się i wyszedł z pokoju, gasząc światło. Położyłam się pod kołdrę i odłożyłam jabłko na szafkę. Wzięłam do ręki telefon i napisałam do Ashtona.

„Przyjdziesz, proszę?”

Długo na niego nie czekałam. Wszedł cicho do pokoju i położył się obok mnie. Przykrył mnie dokładniej i delikatnie objął w pasie, przytulając od tyłu. Drugą ręką poprawił moje włosy tak, żeby go nie łaskotały. Czułam jego spokojny, ciepły oddech na mojej szyi. Znowu zasypiałam w jego ramionach. Czułam, że to jest miejsce, w którym chcę zostać do końca życia. Powoli gładził mój bok, lekko podciągając do góry moją koszulkę alby dotykać dłonią skóry.
 -Śpij – powiedział cicho.
 -Boje się – wyszeptałam.
 -Czego. Jestem tu, nie bój się...
 -Boje się, że kiedy się obudzę, ciebie tu nie będzie.
 -Przepraszam. Nie wiedziałem, że tak to przeżyjesz – pocałował mnie lekko w szyje. Chwilę zawahał się i dodał – kocham cię.
 -Też cię kocham – uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy.
 -Dobranoc.
______________________________________________________________________
Komentujcie, bardzo proszę, jak wam się podoba ten rozdział, jak podoba wam się wybór cytatu i piosenki. Czy pasują do tego co działo się w rozdziale.
Piszcie komentarze nie tylko pozytywne ale negatywne też.
Piszcie co myślicie i co oczekujecie, że się stanie.
Kocham was bardzo, @ashshalo xx

wtorek, 27 maja 2014

12 lipiec, sobota

„If today i woke up with you right beside me
Like all of this was just some twisted dream
I'd hold you closer than I ever did before
And you'd never slip away”

Tak, wiem, że nie zapisałam kilku dni ale noce zlewały mi się z dniami. Nie wiem kiedy to minęło, ale wiem, że było jak sto lat.
Ciągle spałam choć dalej byłam zmęczona. Trudno mi się zasypiało, bo z dnia na dzień bardziej się o niego martwiłam. Nie umiałam się na niczym skupić, a moja cera coraz bardziej kontrastowała z ciemnymi włosami. Byłam coraz słabsza, włosy zaczęły mi wypadać i ciągle miałam katar. Każdej nocy kiedy nie pisał, przypominałam sobie to jak patrzył na mnie, jak delikatnie dotykał mnie i przytulał. Bałam się, że coś mu się stało. Nie odpisywał mi już cały tydzień. Wszyscy mówili, ze coś się ze mną dzieje. Przestałam jeść.
Co jeśli mojemu Aniołowi coś się stało? Co jeśli mój Anioł, nie miał anioła, który mógłby mu pomóc?
Znacie takie uczucie, kiedy nie znacie kogoś i widzieliście go tylko raz ale jesteście pewni, że kochacie tą osobę całym swoim sercem?
Do momentu poznania Ashtona, ja, nie znałam. A teraz, wiedziałam, że to jest chłopak którego, będę kochać, do końca mojego życia. Nawet jeśli on nie będzie kochał mnie, zostawi odcisk w moich wspomnieniach. I w mojej słabej psychice, pewnie też.
Rano Charlie mnie spakował, a potem poszliśmy na spacer.
Albo inaczej, bo chcieliśmy iść na spacer ale zemdlałam przed domem.
Obudziłam się w łóżku.
Znaczy na chodniku ale chłopak przeniósł mnie do domu i kazał spać.
-Musisz coś jeść. Rozumiesz? - powiedział kiedy tylko się obudziłam.
-Nie chcę. Rozumiesz?
-Rozumiem, ale nie obchodzi mnie to teraz.
-To niech zacznie – wstałam niepewnie i poszłam do kuchni.
Zrobiłam sobie płatki śniadaniowe z jogurtem naturalnym i jadłam je przez kolejne dwie godziny.
-Lece jutro z wami do Londynu – Charlie usiadł obok mnie na jasnej kanapie.
-Czemu? - nie odrywałam wzroku od ekranu telewizora gdzie leciał Spongebob.
-Muszę coś załatwić. Po za tym chce cię jeszcze mieć pod opieką.
-Nie musisz przecież mnie niańczyć. Mam osiemnaście lat.
-Pierwsza część zdania. Muszę coś załatwić. A to że zemdlałaś, tylko pomogło mi ruszyć dupę z domu.
-Fajnie.
-Mam coś dla ciebie – powiedział po chwili ciszy wstając. Poszedł gdzieś i wrócił po chwili z małą torebką. Usiadł znowu i wręczył mi ją. - Miałem ci to dać na urodziny ale nie wiem czy jutro będzie na to czas.
Zaciekawiona, zerknęłam do torby. Była tam róża, paczka żelków do których miałam słabość i kwadratowe pudełeczko owinięte zieloną wstążką. Wyciągnęłam je i otworzyłam. Moim oczom ukazał się drobny, srebrny łańcuszek z zawieszoną literką „A”. Pierwsze co mi się z tym skojarzyło to Ashton, a dopiero potem uświadomiłam sobie, że mam na imię Alexis i to też się zaczyna na A.
-To od babci. Chciała, żebym ci to dał na osiemnaste urodziny. Żebyś o niej zawszę pamiętała.
Oh, no i imię mojej babci, Anne, też było na A. Podobno moja mama też miała imię na A. Coś typu Alice, Annabell, Amber, Amanda albo Ashley. Nie wiem. Mniejsza z tym.

Chłopak zapiął mi go na szyi. Chwile pogadaliśmy jeszcze po czym poszedł się pakować, a ja dalej oglądałam bajki. Miałam wylot o czwartej więc o drugiej trzydzieści musimy być na lotnisku, czyli o drugiej musimy wyjechać, czyli o pierwszej mnie obudzą. Dokończyłam jeść, odniosłam miskę do kuchni i poszłam do pokoju. Włączyłam muzykę i zasnęłam.
______________________________________________________________________
Podoba wam się pomysł, żeby do każdego rozdziału dodany był cytat z jakiejś piosenki, która wydaje mi się, że najlepiej opisuje uczucia bohaterki?
Chcielibyście żebym dodawała linki do piosenek do włączenia, przed rozdziałem?

Komentujcie proszę, to motywuje

I jeszcze gdyby mnie ktoś szukał to zmieniłam user na tt z @luvmydrummer_ na @ashshalo

poniedziałek, 19 maja 2014

7 lipiec, poniedziałek

Czarny korytarz. Jedyne światło wpadało przez duże okna z kratą przed szybą. Po obu stronach co 1,5 metra, były żelazne drzwi z małym prostokątnym otworem w mniej więcej połowie. Przez nie, patrzyły smutne, zapłakane oczy. Ze wszystkich stron słychać było krzyki o pomoc. Prowadzili mnie dwaj mężczyźni. Kiedy potykałam się albo nie miałam siły iść, łapali mnie mocniej za ręce i pchali do przodu. Zbliżyliśmy się do jednych, otwartych drzwi. Zaczęłam nerwowo rozglądać się i próbowałam uwolnić się z ich uścisku, co spowodowało, że złapali mnie jeszcze mocniej i podnieśli tak, że czubkami palców ledwo dotykałam ziemi. Jeden z nich wepchnął mnie do środka tak, że przewróciłam się i zdarłam kolana. Szybko wstałam i obróciłam się, ale drzwi były już zamknięte...

Obudziłam się z krzykiem i rozejrzałam. Znowu leżałam w moim łóżku zlana potem. Do mojego pokoju szybko wpadł Charlie i zapalił światło.
 -Co się stało? - zapytał patrząc na mnie i siadając na brzegu łóżko.
 -Miałam... Miałam koszmar – usiadłam obok niego.
 -Już wszystko w porządku – przytulił mnie i lekko gładził po plecach, tak jak Ashton, ostatniej nocy.
 -Oni znowu mnie tam zamknęli.
 -To był sen. Spokojnie. Nikt cię nigdzie nie zamknie. Nie pozwolę.
 -Mhm. Dla tego nie chciałam tu wracać – odsunęłam się lekko do niego i popatrzyłam mu w oczy.
 -Wymyśle coś. Idziesz spać jeszcze? Położę się obok.
 -Okay – wgramoliłam się pod kołdrę, a chłopak zgasił światło i położył się koło mnie.
Tej nocy już nic mi się nie śniło.
Kiedy znowu się obudziłam, na biurku stało śniadanie. Zjadłam trochę, a resztę zaniosłam do kuchni. Drzwi na ogród były otwarte więc wyszłam. Na schodach siedział mój brat. Usiadłam obok niego.
 -Miałeś nie palić – wyciągnęłam z jego dłoni papierosa i sama wzięłam go do ust. Zakaszlałam wypuszczając z buzi biały dym.
 -Ty tym bardziej – spróbował znowu mi go zabrać ale odsunęłam dłoń.
 -Ja nie byłam na odwyku – znowu się zaciągnęłam i wypuściłam powoli dym na jego twarz.
 -Ja też nie – zaśmiałam się.
 -Tym bardziej, powinieneś iść.
 -Nie jestem uzależniony – wyciągnął paczkę, a z niej kolejną fajkę. Włożył ja między wargi i zapalił.
 -To zrób mi tą przyjemność i nie pal, przez tydzień jak tu jestem.
 -Mhm...
 -Dwudziestego dziewiątego leciałam do Venice.
 -Tak wiem.
 -Nie o to mi chodzi. Zamknij się i posłuchaj – powoli wypuściłam dym z buzi. - W samolocie zamieniłam się miejscami z takimi chłopakami. I z jednym z nich siedziałam. Potem dostawałam dużo SMSów od Ashtona...
 -Ki...
 -Daj mi, kurwa, skończyć. Zaprzyjaźniłam się z Lukiem, jego przyjacielem, chłopakiem z którym leciałam samolotem. No i ten... - popatrzyłam w ziemie znowu wkładając papierosa do buzi i głośno wypuszczając powietrze. - I chyba się zakochałam.
 -To chyba dob...
 -Dokończę i się wykażesz swoją inteligencją ale na razie bądź cicho. Ale nie w Luku. W Ashtonie. No i on do mnie przyszedł. Dzień przed wylotem. Spaliśmy razem. Znaczy... Była burza, bałam się. Więc do mnie przyszedł i zasnęłam wtulona w niego. Tyle. Ale jak się obudziłam to jego nie było. Mówił coś o tym, że lepiej by było, gdyby nie było jego. Gdyby znikł. Ohh... I mówił, że chyba mnie kocha. Pisałam do niego SMSy ale nie odpisuje. Nie odbiera ich nawet. Martwię się o niego – popatrzyłam na brata, a on objął mnie ramieniem.
 -Może... Telefon zalał? Albo zgubił telefon... Odpisze ci, zobaczysz... To przez to byłaś wczoraj smutna?
 -Tak. Jesteś pierwszą osobą, która o tym wie.
 -Nikomu nie powiem. Spokojnie – dopalił końcówkę i tak jak ja, rzucił ją na ziemie przydeptując butem. Wstał i podał mi rękę, którą chętnie złapałam. - Co myślisz o tym, żeby dzisiaj wyskoczyć na jakieś zakupy czy coś? - zapytał wchodząc do salonu.
 -Spoko. Ale tak jakby trochę nie mam kasy – usiadłam w fotelu kładąc nogi na oparciu.
 -Oh... Nie ma problemu. Nie kazał bym ci płacić. Tylko się w coś ubierz. Ma być ciepło – wyszedł z pokoju, a ja szybko wstałam i poszłam do siebie. Ubrałam jak zwykle, czarne spodnie, biały top. I bluzę Asha. Chyba tylko po to, żeby ciągle sobie o nim przypominać. Przypominać sobie o tym, że go nie ma i nie odbiera SMSów. Logika. Szczerze, to cholernie bałam się o tego debila, który obiecał, że będzie zawsze, a teraz go nie było. Ciągle przeglądałam stare wiadomości i wysyłałam nowe, a z każdą wiadomością coraz bardziej tracąc nadzieje, że kiedykolwiek odpisze. Charlie znajdował mi różne zajęcia, albo gdzieś mnie zabierał, chyba po to, żebym czas minął mi lepiej. I żebym zapomniała o wszystkim co wydarzyło się w LA.
To nie zmieniało faktu, że ciągle nie miałam apetytu, coraz więcej spałam i nie miałam siły nic robić. I to czego Charlie najbardziej się obawiał, czyli anoreksja, powracała. Ale tym razem nie była taka jak kiedyś, bo wiedziałam, że jest ze mną coraz gorzej i że znowu chudłam. Znowu bolały mnie kości, znowu nie lubiłam światła i znowu zaczęły wypadać mi włosy. To nie jest takie fajne jak wszyscy mówią. To głównie przez to byłam tam gdzie byłam.
Wszystko o czym wiedział Ashton to prawdopodobnie tylko to i autoagresja, która od dłuższego czasu zastąpiona była grą w koszykówkę, siatkówkę i piłkę nożną. Ewentualnie wiedział o rozwodzie rodziców i tym, że nie mam z nimi kontaktu od trzecich urodzin.
Każdy dzień na Florydzie był dla mnie taki sam. Coraz mniej jadłam, a Charlie brał mnie na plaże, spacery, wycieczki albo jakoś inaczej odwracał moją uwagę od Ashtona, którego nie było.

wtorek, 13 maja 2014

6 lipic, niedziela

 Kiedy się obudziłam, jego już nie było. Jedyne co po nim zostało to bluza, przesiąknięta jego zapachem i wspomnienia. Nic więcej. Nie przyszedł się pożegnać. W drodze na lotnisko wysłałam do niego kilka SMSów ale nie odpisał na żaden.Luka ani Michaela też nie widziałam.
Czas mijał mi strasznie szybko, o 15 byliśmy już na Florydzie. Z lotniska odebrał nas Charlie. Wyglądał raczej na brata Ashley niż mojego.
Albo po prostu wyglądał jak Ashton.
Miał ciemno-blond włosy raczej przypominające brązowe. Jego zielono-niebieskie oczy zmieniały kolor zależnie od światła. Miał 25 lat. Zawsze był uśmiechnięty.
 -Alex - przywitał mnie wesoło kiedy podeszłam do niego. - Jak się leciało?
 -Nie wiem. Dobrze raczej - wziął moją walizkę i zaprowadził nas do swojego auta. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, chłopak zaprowadził Ashley i Daniela do ich pokoju, po czym wrócił do mnie.
 -Co się stało? - zapytał wchodząc po schodach z moimi rzeczami.
 -Chyba nic - otworzył jedne z drzwi, wszedł do środka kładąc torb na podłodze i usiadł na łóżku.
 -Alexis... - nie lubiłam kiedy tak mówił. Zawsze rozpoczynał w ten sposób poważne rozmowy. Usiadłam obok niego - Posłuchaj. Nie chcę, żeby znowu coś ci się stało. Znam Cię od urodzenia i umiem już rozpoznać kiedy jesteś, a kiedy udajesz szczęśliwą. Wiesz, że byłem zawsze kiedy tego potrzebowałaś i nigdy nie zawiodłem. Chcąc nie chcąc, jestem teraz twoją najbliższa rodziną. Nie chce wyciągać już starych spraw ale wiesz o czym mówię - popatrzył mi w oczy, a ja spuściłam wzrok na podłogę.
 -Tak, wiem...
 -Co dzisiaj jadłaś?
 -Nic. Ale nie jestem głodna.
 -Mhm... Tak samo mówiłaś trzy lata temu.
 -No tak, ale Charlie...
 -Nie. Bez 'ale'. wtedy skończyłaś w szpitalu. Nie chcesz chyba tego powtarzać - przerwał mi stanowczym głosem.
 -Ale teraz nie mam piętnastu lat.
 -Ale znowu nie jesz.
 -Nic nie rozumiesz...
 -To mi wytłumacz.
 -To nie jest łatwe...
 -Rozpakuj się. Przyjdę potem - uśmiechnął si do mnie ciepło, wstał i wyszedł zamykając za sobą drewniane drzwi.
Rozglądnęłam się po pokoju. Nie był taki jak trzy lata temu... Był jasny, trzy ściany pomalowane w kolorze kawy, a czwarta biszkoptowa. Na przeciwko drzwi było duże okno z widokiem na plaże, od której oddzielała nas tylko ulica. Łóżko było dosyć duże. Można powiedzieć, że kwadratowe. Pościelone na nim było brązowe prześcieradło i żółto-białe poszewki. Nad nim były białe lampki świąteczne, a obok nich wielka mapa Australii w antyramie. Po drugiej stronie stało biurko i mniejsze szafki, a na ścianie z drzwiami stała duża szafa. Na podłodze leżał biały, farfoclowaty dywan, a promienie słońca, które niedługo będzie zachodzić, wpadały przez słomkowe żaluzje. Nic więcej nie było w pokoju. Kiedy już się rozpakowałam i przebrałam w coś wygodniejszego, zapukał mój brat.
 -Proszę - powiedziałam znowu siadając na łóżko. Chłopak wszedł z miską płatków, które dał mi i usiadł obok.
 -Jak się podoba? Odmalowałem tu trochę jak się wyprowadziłaś.
 -Ślicznie. Bardzo mi się podoba - zaczęłam jeść z uśmiechem.
 -Wiesz... Jak chcesz, możesz tu zawsze wrócić. W Nowym Jorku masz Ashley, ale to chyba nie to samo, a ja nie mogę cię tak często odwiedzać. Nie musisz tam sama mieszkać. Na początku było fajnie, bo z nią mieszkałaś ale kiedy teraz wyprowadziła się do Daniela... Myślę, że to był zły pomysł. Nie powinnaś się w ogóle stąd wyprowadzać.
 -Znowu zaczynasz.
 -Tak. Bo czuje się za ciebie odpowiedzialny. Powiedz mi chociaż co się stało.
 -Nic na razie. Jak coś się stanie to ci powiem - uśmiechnęłam się oddając mu puste naczynie.
Wiedział, że nic więcej mu nie powiem więc wstał i wyszedł. Chwile poleżałam na łóżku, po czym wstałam i poszłam pod prysznic. Wieczorem oglądnęliśmy jakiś film, ale nie za bardzo mnie interesował.
Ashton ciągle mi nie opisywał. Nawet nie przeczyta wiadomości ode mnie.
Wiem, że przedwczoraj też nie pisaliśmy, ale wtedy byłam z Lukiem. To inna sprawa.

czwartek, 8 maja 2014

5 lipiec, sobota

Po co komu śniadanie skoro można obudzić się o trzynastej?
Jak zwykle nie miałam planu na dzisiejszy dzień ale skoro już się obudziłam mogłam się spakować. W końcu jutro wylatuje do Charliego na Florydę. Dawno się z nim nie widziałam...
Więc kiedy już wygramoliłam się z pościeli, ubrałam dresy, top i bluzę Luka, której wczoraj widocznie mu nie oddałam, zamknęłam okno okno, które jakiś palant (ja) otworzył i udałam się w stronę szafy w celu ciągnięcia walizki. Przeszkodziło mi w tym nic innego jak pukanie do drzwi. I oczywiście, że osobą która tak bardzo pożądała mojego towarzystwa nie był właściciel czarnej, noszonej właśnie przeze mnie bluzy.
Żartuje.
To był Luke.
-Nie przeszkadzam, co nie? - stanął oparty o framugę drzwi.
-Miałam zamiar się zacząć pakować... - chłopak podniósł jedną brew patrząc na mnie z niedowierzaniem. - Nie przeszkadzasz – odsunęłam się na tyle by blondyn mógł wejść, po czym zamknęłam drzwi. - Mógłbyś ściągnąć mi walizkę? - lekko zadarłam głowę do góry, by uświadomić mu, że jest ode mnie trochę wyższy. W odpowiedzi uśmiechnął się, ściągnął torbę i położył ją na podłogę. - Dzięki – uśmiechnęłam się do niego siadając obok niej i powoli układając tam moje ubrania. - Po co dzisiaj przyszedłeś?
-Praktyczni to po nic. Tak o. Dotrzymać ci towarzystwa usiadł na fotelu oglądając zawartość mojej kosmetyczki, którą położył sobie na kolana.
-Nie nudzi ci się to chodzenie za mną?
-Wręcz przeciwnie. Bardzo mi się to podoba.
-Podasz laptopa? - pokazałam na stolik. Chłopak podążył wzrokiem za moim palcem i podał mi urządzenie. - Dziękuje. Nie masz nic przeciwko, żebym puściła muzykę?
Na szczęście nie miał (i tak bym coś włączyła), więc włączyłam, odłożyłam laptopa na łóżko i cicho nuciłam piosenki.
-Do czego to? - zapytał Luke oglądając moje tampony. Szybko wstałam i zabrałam mu kosmetyczkę.
-Edukacje tego typu pozostawię twojej dziewczynie. Albo mamie – usiadłam z powrotem na dywanie i dokończyłam pakowanie. Zostawiłam tylko kosmetyczkę i ubrania na jutro. Zapięłam torbę i położyłam się na łóżko.
-Co...
-Nie, nie wiem co będę dzisiaj robić i tak, możesz mi coś zaproponować – powiedziałam szybko nie dając mu dokończyć nawet pierwszego słowa.
-Możemy pograć w koszykówkę.
-Czy jesteś tego pewien? - patrzyłam na moją kochaną, czarną plamkę na suficie, którą zauważyłam dopiero teraz.
-Czy ty na serio wszystko umiesz?
-Nie. No dobra, może – moja plamka przestała być kochana kiedy zaczęła poruszać się w stronę ściany. - Możesz zabić to co chodzi po moim suficie?
-Jeśli dasz mi dezodorant.
-To dosyć dziwna zależność. Sądząc po twoich perfumach myślałam, że stać cię na dezodorant. W dodatku nigdy nie śmierdzisz... - powoli zeszłam z łóżka i usiadłam w fotelu, gdzie jeszcze przed chwilą siedział, stojący teraz na moim łóżku, Luke.
-O boże, masz problem... - złapał pająka za nogę i podszedł do okna, aby go wyrzucić.
-Fuuuuuuuu. Idź tą rękę umyć, zanim mnie dotkniesz.
-Masz kwiatki w umywalce – powiedział wchodząc do łazienki.
-To umyj pod prysznicem? - szybko ubrałam skarpetki, a na to buty i poszłam w stronę drzwi. Blondyn wytarł ręce o niebieski ręcznik i dołączył do mnie. Na szczęście piłkę można było wziąć z hotelu.
Najpierw porzucaliśmy trochę do kosza, a potem poszliśmy zjeść coś do najbliższej restauracji i po jakiś dwóch godzinach zagraliśmy 'mecz' jeden na jedne.
Oczywiście, że wygrałam. Nie było w tym nic trudnego.
Potem poszliśmy się przejść i znowu coś zjeść. Do hotelu wróciliśmy około dwudziestej drugiej, kiedy zaczęło padać i nad miasto szła burza.
-Zapomniałam – powiedziałam stając przy drzwiach. - Twoja bluza – zdjęłam ją z siebie i dodałam mu ale nie chciał jej wziąć.
-Weź ją. Może dzięki niej o mnie nie zapomnisz – uśmiechnął się i lekko pocałował mnie w czoło. - Dobranoc i miłego lotu na Florydę.
-Dobranoc – też się do niego uśmiechnęłam i mocno go przytuliłam. - Nigdy bym cię nie zapominała – znowu się uśmiechnęłam, odwróciłam i weszłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i poszła pod prysznic. Kiedy wyszłam jak zwykle, wysuszyłam włosy, ubrałam piżamę, umyłam zęby i położyłam się do łóżka. Zaczęła się burza, a ja schowałam się pod kołdrę. Zasnęłam ale obudziłam się znowu po kilku godzinach i postanowiłam napisać do Ashtona.
Ja:
„Ash.”

„Burza jest”

Sun:
„Wiem.”

Ja:
„Boisz się?”

Sun:
„Nie. To tylko burza.”

„A ty się boisz?”

Ja:
„Noo... To burza.”

Nic nie odpisał. Usłyszałam otwieranie, zamykanie jakiegoś pokoju i kroki w stronę moich drzwi. Osoba zatrzymała się i zapukała. Zakryłam się bardziej kołdrą i pisnęłam cicho ze strachu. Halo, była burza, było po północy i ktoś właśnie pukał do mojego pokoju. Wpatrywałam się w nie z nadzieją, że nieproszony gość odejdzie.
Sun:
„Alex, otwórz.”

Ja:
„Stoisz pod moim pokojem?”

Sun:
„Możliwe.”

Wstałam niepewnie zapalając lampkę przy łóżku i wolno podeszłam do drzwi. Strach obleciał mnie jeszcze bardziej, a ręce zaczęły mi się pocić. Musiałam co chwile wycierać je o koszulkę, żeby nie były śliskie. To prawdopodobnie był Mike albo Luke, ale jeśli nie? Ashton mógł być jakimś mordercą czy coś...
Znowu lekko zapukał, a ja otworzyłam drzwi. Po drugiej stroni stał jakiś chłopak z bukietem margaretek.
-Wszystko w porządku? - znałam jego głos. Przynajmniej tak mi się wydawało. Ale nie był to ani Luke, ani Mike.
-T-tak... - wyszeptałam niepewnie, próbując przypomnieć sobie, gdzie mogłam go zobaczyć, ale światło z korytarza było zbyt słabe żebym mogła zobaczyć jego twarz. Widziałam tylko, że ma na sobie bluzę z kapturem i rurki.
-Mogę wejść?
-Tak, proszę – otworzyłam drzwi szerzej i wpuściłam go, po czym je zamknęłam. Chłopak wszedł do łazienki, włożył kwiaty do umywalki po czym wrócił i usiadł na łóżku. W tym świetle widziałam go o wiele lepiej niż kiedy stał na ciemnym korytarzu. Miał miodowe oczy, jasno-brązowe włosy. Był wyższy ode mnie ale niższy od Luka. Miał dołeczki w policzkach które, pokazywały się prawie przy każdym ruchu jego warg. Chwilę rozglądał się po pokoju po czym spojrzał swoimi roześmianymi oczami w moje przestraszone. I wtedy przypomniałam go sobie. Wszystko po kolei zaczęło mi się układać. Spoważniał, wstał i przytulił mnie.
-Nie bój się – oparłam głowę o jego ramię i zamknęłam oczy.
Powoli przypomniałam sobie moment kiedy obudziłam się w samolocie oparta o niego. Kiedy spałam, pewnie zabrał mi telefon, zapiłam mój numer telefonu i mojego Twittera. A z TT wejść na Instagrama. Dlatego Luke prosił, żebym nigdzie nie pisała o naszym wyjściu.
W tym momencie nie wiedziałam co zrobić. Miałam ochotę go uderzyć za to, że tak się bałam, że mnie straszył. Może nie chciał tego ale tak wyszło. Wydawał się nie wzruszony i dalej bawił się mną. Przynajmniej tak się czułam. Jak w jakimś chorym filmie. Oczywiście, podobały mi się jego SMSy. Na przykład nasza wieczorna rozmowa kilka dni temu.
Kolejny błysk zadecydował o tym, że jednak nie uderzę go, a raczej przytulę go tak jakbym chciała się schować.
-Nie bój się. Jestem tutaj z tobą – jedną ręką lekko gładził mnie po plecach. - Jeśli chcesz to zostanę, aż się nie skończy – chciałam, żeby został. Lubiłam przytulać Luka, ale nigdy nie czułam się bezpiecznie tak jak teraz. Lekko kiwnęłam głową na znak, że chcę, a on się cicho zaśmiał. - Idź się połóż – nie podobała mi się wizja puszczania go, ale posłusznie wróciłam do łóżka, a on zdjął bluzę, usiadł na krześle, które stało naprzeciwko mnie i zgasił lampkę. Przykryłam się kołdrą i patrzyłam na niego, a on uśmiechnął się do mnie.
-Nie położysz się obok? - zapytałam nieśmiało.
-A mam? - pokiwałam głową, a brunet wstał, obszedł łóżko i położył się obok. Nie czułam, że jest obcy. Wydawało mi się, że znam go od lat. Kiedy usłyszałam kolejny huk, szybko obróciłam się i przytuliłam do niego chowając głowę. Przez chwilę nie wiedział chyba co zrobić, ale w końcu też mnie przytulił. - Ciii... Idź spać – niepewnie pocałował mnie w czoło i gładził delikatnie ręką po plecach. Zamknęłam oczy. Leżałam tak chwilę, po czym znowu otworzyłam oczy. Chłopak patrzył na mnie cały czas z lekkim uśmiechem. Tak jakby wreszcie znalazł coś, co zgubił.
-Ashton?
-Słucham?
-Czemu nie przyszedłeś od razu, tylko się chowałeś?
-Chciałem, żebyś polubiła mój charakter. Nie wygląd.
-To czemu, dzisiaj przyszedłeś?
-Podobno już się we mnie zakochałaś. Nie chciałem, żeby Luke znowu robił to za mnie. Byłem zazdrosny o każde przypadkowe otarcie się jego skóry o twoją. O każdy wymieniony uśmiech albo słowo. Nie chciałem dłużej czekać – uśmiechnęłam się i znowu go przytuliłam. - Dobranoc – powiedział ciągle gładząc mnie po plecach.
-Dobranoc – zluźniłam uścisk i próbowałam zasnąć.

-Ja... Ja chyba się w tobie zakochałem – wyszeptał po kilku minutach. Ciągle miałam zamknięte oczy, bo pewnie nie chciał, żebym to słyszała. - Nie chciałem, żebyś mnie kochała. Nie umiem pokazywać uczuć i na pewno cię zranię. Przepraszam. Udajesz silną, ale chyba taka nie jesteś. Jesteś motylem, prawda? Dużo już przeszłaś i jeśli naprawdę mnie kochasz, to przez dużo jeszcze przejdziesz z mojej winy. Nie powinnaś się mną przejmować. Jestem dupkiem. Nie powinienem do ciebie w ogóle pisać. Mogłabyś zakochać się w Luku. Tak by ci było łatwiej. Najlepiej... Najlepiej by chyba było, gdybym zniknął. Gdybym był twoim prawdziwym aniołem, a nie tylko udawał, że nim jestem. Nie umiem cię ochronić od najgorszych rzeczy. Nie od innych. Od ciebie. Nikt nie umie cię od tego ochronić – pociągnął nosem. Chyba płakał. Przytuliłam go mocniej, a on pocałował mnie leciutko w czoło i odgarnął włosy z mojej twarzy za ucho. Miał ciepłą, delikatną skórę. Chciałam mu odpowiedzieć. Powiedzieć, że też go chyba kocham. Nie mogłam powiedzieć tego na pewno, bo znałam go tylko tydzień. Chciałam mu opowiedzieć całą moją historię. Wszystko co już wiedział z Twittera i wszystko co wiedział tylko mój brat. Całe moje życie. Ale on to wszystko już wiedział. Pewnie chciałby usłyszeć to z moich ust. Chciałby, żebym potwierdziła te wszystkie rzeczy. Żeby to okazało się kłamstwem. A późna noc to najlepszy czas na wyjawianie sekretów. Nawet tych, z których nikt nie jest dumny.

niedziela, 4 maja 2014

4 lipiec, piątek

Jako że to przedostatni dzień mojego pobytu w LA, a jutro pewnie będę się pakować, dzisiaj postanowiłam zwiedzić chociaż trochę miejsce, gdzie byłam. Była ładna pogoda, świeciło słońce, lekko wiał ciepły wiatr, a na niebie nie było żadnej chmury. Ogólnie tak mi się wydawało, kiedy otworzyłam okno. Co prawda nie chciało mi się wychodzić samej, ale z pomocą przyszedł mi mój, jak się określa, Anioł.
Oczywiście, że Ash nie stanął w moich drzwiach i powiedział „Dzisiaj to JA wyjdę z tobą”. Zrobił to Luke, który pewnie jak zwykle został przez niego „wysłany”.
Kiedy już wykąpałam się, wysuszyłam, ubrałam czarne shorty, niebieską koszulę z podwiniętymi rękawami, a do tego czarne nike z niebieską podeszwą i zrobiłam wszystko, by być w stanie wyjść i ni zabić wszystkich swoim wyglądem, do mojego pokoju zapukał blondyn.
-Hejka. Jakie masz plany na dzisiaj? - kiedy tylko lekko uchyliłam drzwi, chłopak wprosił się do środka.
-Umm. Hej. Czemu pytasz? - powoli zamknęłam za nim drzwi patrząc, jak siada na moim łóżku,
-Szczerze?
-No, a jak inaczej?
-Bo idziesz zwiedzić LA, a pan Ashton wysłał mnie do opieki.
-Wow. Serio? - usiadłam po turecku na fotelu strojącym naprzeciwko łóżka.
-Tak. I ni masz innej opcji, jak się zgodzić. Przykro mi.
-Oh. Okay w takim razie. Możesz mu przekazać, że czuję się jak małe dziecko pod jego „opieką”.
-On chyba próbuje ci zapewnić towarzystwo, ale... Może to kiedyś między sobą wyjaśnicie.
-Aha.
Odpowiedziałam „aha” tylko dlatego, że ni wiedziałam, co innego powiedzieć. Chwilę po tym wyjechaliśmy taxówką spod hotelu na plażę. Po drodze wpadliśmy na pizzę, która była zamiast śniadania.
-Teraz między nami – zaczął chłopak, zatrzymując się już na plaży. - Ashtona tu nie ma i nie będzie – chłopak postawił mnie przed sobą i złapał za dwa ramiona, patrząc mi w oczy. - Więc to, co zdarzy się dzisiaj zostaje tylko między nami. Żaden twitter, facebook, instagram. Nic. Tylko my o tym wiemy. Zgoda?
-Okay. Nie wiem, co ma się takiego wydarzyć, ale okay
-Też nie wiem, ale lepiej omijaj w opowiadaniu komuś momenty, gdzie podrywam cię albo coś. Bo takie na pewno będą.
-Mhmm. Idziemy gdzieś, albo coś?
-Chciałbym, żebyś odłożyła wszystkie elektroniczne rzeczy – wystawił rękę, na niepewnie położyłam mój telefon. - Albo inne rzeczy, które mogą się zniszczyć w wodzie.
-O nie, nie, nie. Nie wrzucisz mnie do wody.
-Nie? - zapytał sarkastycznie, szybko biorąc mnie na ręce (nie wiem dokładnie, co zrobił z moim telefonem, ale chyba zostawił go w torbie na aparat) i pobiegł do wody.
-Luke, debilu, puść mnie! - krzyknęłam, kiedy zamoczył nogi do połowy łydek.
-Czemu? - zatrzymał się i popatrzył na mnie.
-Bo nie chcę być mokra?
-Ja też nie. - uśmiechnął się i szedł dalej.
-To może wrócimy? - spytałam, patrząc w wodę, która z każdym krokiem była coraz bliżej mnie.
-Ale chcę, żebyś ty była mokra.
-Luke. Pogadajmy, może da się to jakoś inaczej załatwić, co?
-Chyba nie – powiedział w momencie, kiedy wrzucał mnie do wody. Pisnęłam, po czym wylądowałam cała w oceanie. Szybko się wysuszyłam i wyszłam na plażę.
-Jesteś pojebany – rzuciłam w stronę Luka, który zaraz znalazł się obok mnie.
-Zdejmij koszulkę.
-O mój Boże. Jesteś bardziej pojebany, niż myślałam – zaśmiałam si ironicznie, stojąc i patrząc na niego.
-Przeziębisz się.
-Oh, ciekaw czemu. Na pewno nie dlatego, że wrzuciłeś mnie właśnie do oceanu.
-Nie jest tak zimno.
-Mi jest – postawiłam kilka kroków, ale chłopak złapał mnie za ramię i zatrzymał.
-Ohh. No przecież wiem. Wszystko zaplanowałem – podniósł swoją bluzę, którą zostawił z telefonami i aparatem.
-Jesteś okropny. - zdjęłam bluzkę i szybko zarzuciłam na ramiona jego zapinaną, czarną bluzę.
-Wiem, ale jeszcze tylko dzisiaj mnie ścierp.
-Nie, żartuję. Jesteś kochany, ale dzisiaj przesadziłeś – przytuliłam go, śmiejąc się.
-Wiem, wiem... - blondyn wziął rzeczy i objął mnie ramieniem.
-O tym miałam nie mówić nikomu? - poszliśmy wzdłuż plaży.
-No... mniej więcej.
-Zaplanowałeś dla mnie jeszcze jakieś „atrakcje”?
Uśmiechnął się
-Nie. Chyba tylko tyle.
-To gdzie teraz idziemy?
-Umm... Na lody.
Więc poszliśmy na lody. Potem zwiedziliśmy LA. Jako, że byliśmy w Venice, to znaczy, że dużo pięknych mostów, rzek, domków i tym podobnych zostało sfotografowanych.
Oczywiście, na rolce znalazło się dużo zdjęć Luka, które zrobił sobie sam i dużo zdjęć mnie, które on zrobił mi.
Do hotelu wróciliśmy około 22, a po drodze wpadliśmy do supermarketu i kupiliśmy opakowanie lodów. Poszliśmy do mojego pokoju i jedząc lody oglądnęliśmy „Wredne Dziewczyny”,

Chyba zasnęłam w trakcie oglądania, bo nie pamiętam kiedy i jak skończył się film, ani kiedy wyszedł Luke.