wtorek, 6 stycznia 2015

30 lipca, środa

Na samym początku chciałam was szczerze przeprosić, że nie dodaje regularnie. Wiem, zawodzę Was ale nie daje rady pogodzić wszystkiego.
Staram się jak najbardziej mogę. Teraz, w nowym roku, postaram sie dodawac czesciej.
Przepraszam za brak polskich znakow w niektorych momentach i licze ze nie wplynie to zbytnio na jakosc.
Milego czytania i nie zapominajcie o tweetowaniu z hasztagiem #sunff, sprawdzam co tam piszecie i na prawde usmiecham sie wtedy. I komentujcie, komentujcie i jeszcze raz komentujcie.
A w nowym roku zycze wam szczescia, pomyslnosci, milosci i zdrowia.
Kocham Was, ashshalo x


Ashley jest taka kochana.
Rano zamiast obudzić mnie jak normalnie się to robi, rzuciła mi na twarz czarny, zużyty zeszyt. Alex miała zawszę go przy sobie, nigdy nie dawała go nikomu zobaczyć, zawszę chowała go przede mną i coś w nim zapisywała. Jakoś nie miałem ochoty wiedzieć co to. Może razem z bratem miała założony jakiś gang, tylko mi o tym nie mówiła, a tu spisywała dane ofiar?
"Tak, kurwa, Ashton. Ona płakała jak nie wiedziała kim jesteś. Po za tym, od kiedy anioły zabijają?" skarciłem się w myślach.
 -O co ci chodzi - mruknąłem niezadowolony.
Owszem, rozumiem, że może być smutna, wkurzona, nie wiem co jeszcze, przez to co się dzieje ale nie musi wyżywać się na mnie.
Podniosłem się z łóżka dalej nieprzytomnej dziewczyny i puściłem delikatnie jej rękę żeby przeglądnąć zeszyt.
 -To jakiś list pożegnalny do mnie? Nie wiem, spisujecie tu kondolencje? - zapytałem, a głos złamał mi się w połowie pierwszego zdania.
 -Serio jesteś jakiś niedojebany - powiedziała. - Otwórz to zobaczysz, czubku. Tylko wiedz, że ona mnie zabije, że ci to dałam.
No więc otworzyłem. To był pamiętnik. Zacząłem czytać z zaciekawieniem. Wszystko zaczynało się od 29 czerwca.
 -Skąd go masz? - zapytałem, podnosząc na nią wzrok.
 -Jestem w FBI, mam dostęp do wszystkich poufnych informacji, w tym tego - wzruszyła ramionami. Chwilę patrzyłem na nią w ciszy kiedy odwróciła się i poszła usiąść na krześle obok nadal śpiącego blondyna.
Kiedy już usiadła i założyła nogę na nogę, podniosła wzrok na mnie, zastygając na moment w bezruchu.
 -Jestem jej przyjaciółką, idioto, a to leżało na jej szafce nocnej - przewróciła oczami.
Przez pewien czas nic nie mówiliśmy do siebie, a ja wróciłem do czytania.
 -Jeszcze na temat pamiętnika... Napisz za nią te dwa dni i, proszę, nie dawaj jej do na razie - powiedziała do mnie spokojnie.
 -Czemu?
 -Inaczej. Masz napisać to wszystko co czujesz, widzisz i tak dalej. Wszystko, bo jesteś jej jebanym chłopakiem, ale chyba jeszcze do tego nie dorosłeś. I nie dawaj jej tego, bo ci coś chyba zrobię.
Może Alex nie była w gangu, ale jej przyjaciółka, na pewno miała w jakimś posadę. Pewnie zmywała podłogę albo szorowała kible, bo ze swoim wyglądem przedszkolanki nie mogłaby nic innego tam robić. Ale skończmy hejtować kochaną Ashley, której imię było prawie moim.
Kiedy tylko obudził się Luke wyszliśmy na spacer i porozmawiać, a Ashley została z Alex.
Standardowe pytanie ze strony Luka czyli "a teraz mi kurwa powiedz co się do jasnej cholery stało" i moja standardowa odpowiedź jako opisanie całego wczorajszego dnia z dodaniem komentarza "nie przeklinaj, bo powiem Liz".
Naszą jakże pasjonującą rozmowę przerwał telefon od Ashley, z informacją, że Alex się przebudziła. Było już po południu więc nie zajęło jej to tak dużo czasu. Szybko razem z Lukiem zerwaliśmy się z ławki w pobliskim parku i pobiegliśmy tak szybko jak kawy trzymane przez nas nam pozwalały.
Wbiegliśmy do sali gdzie leżała Alex, a ja prawię oblałem Ashley kawą.
Alex leżała i patrzyła na lekaża, który stał koło niej. Jej pierwsze spojrzenie wylądowało na Luku. Od razu uśmiechnęła się do niego.
A potem popatrzyla na mnie.
Ale nie tak jak kiedys.
Nie wiedziala kim jestem, nie pamietala mnie.
Lzy zebraly sie w moich oczach
 -Kim pan jest - zapytała cicho po chwili, przyglądając sie mi.
Moje serce momentalnie przestalo bić i przez dluższą chwile nie mogłem wydusić z siebie słowa. Lekaże, Ashley i Luke popatrzyli na mnie zakłopotani. Klęknąłem obok łóżka na którym leżała.
 -Alex, to ja, Ashton - szepnalem ledwo, przez gule, ktora stanela mi w gardle.
 -Nie znam pana, prosze mnie zostawić - odsunęła się ode mnie i popatrzyła na mnie jak na wariata.
 -Alex, nie wydurniaj sie - zasmiałem się i jedna łza, spłynęła po moim policzku. Nie mogła mnie zapomnieć.
Nie mogła.
 -Co ja tu w ogole robie? - zapytala opierajc sie na lokciach.
 -Wszystko ci wytlumacze, daj mi szanse, blagam - szepnalem lamiacym sie glosem i wyciagnalem dlon w jej strone, ale ona znowu sie odsunela.
 -Musi pan opuścić sale - powiedział lekaż, odciągając mnie od niej.
Niestawiałem oporu.
Wstałem i wyszedłem.
Nie wiedziałem co mam zrobić.
Pojechałem do domu i poszedłem do swojego pokoju, nie mając chęci na jakiekolwiek rozmowy z kimkolwiek.
 -Jak Alex? - zapytala moja mama kiedy ją mijałem.
 -Nie pamięta mnie - powiedziałem,  trzaskając drzwiami i położyłem się na łóżku.
Leżałem obojętnie i patrzyłem w sufit, aż nie zasnąłem. Mój telefon dzwonił chyba z milion razy ale nie miałem ochoty na rozmowy. Myslalem o tym jak glupi jestem, ze pozwolilem jej jechac samej, ze nie zauwazylem ze cos jest nie tak. I myslalem co zrobic, zeby Ona pamietala mnie.
Wszystko co robilismy, kazdy moment.
Kazdy pocaunek, kazde musniecie, kazde otarcie sie mojej skory o nia.
Wszystko.