czwartek, 26 czerwca 2014

17 lipca, czwartek

Więc w środę nic ciekawego się nie wydarzyło... Ohh, rano zamknęliśmy Luka na ogródku i kazaliśmy mu moknąć w deszczu, a my w tym czasie dekorowaliśmy dom. Ambitnie. No i z okazji urodzin poszliśmy do kosmetyczki, zrobić mu kolczyka w wardze. Bał się strasznie i ściskał moją rękę tak, że dłoń prawię mi nie odpadła. Potem się popłakał. No a jak wróciliśmy do domu to przyszli goście. Więc wpuściliśmy Luka już do środka i zaczęła się impreza. Zbyt dużo nie pamiętam, bo troszkę wypiłam, ale wiem, że Ashtonowi się to zbyt nie podobało, bo jeszcze się upije czy coś. Pamiętam jeszcze, że Luke zaprosił mnie do tańca i trochę tańczyliśmy, potem graliśmy w jakieś zabawy typu prawda czy wyzwanie, ale to już pamiętam jak przez mgłę. Wiem, że Ash nic nie pił i starał się mnie pilnować. Z perspektywy czasu, jestem mu za to bardzo wdzięczna.

Po imprezie obudziłam się... Zacznijmy od tego, że w ogóle się obudziłam.
Leżałam w wannie.
Jedyne co na sobie miałam to za duża na mnie koszulka Luka, lekko zwisająca z mojego ramienia i majtki. Głowa mi pękała, a w moich nogach leżał solenizant. Muszę przyznać, że wyglądał uroczo. W jego rozczochranych blond włosach, była różowa korona, a dolna warga była przebita czarnym, małym, kolczykiem. Długo jeszcze nie będę mogła się do tego przyzwyczaić. Chłopak też był prawie goły. Prawie oznacza, że miał tylko szare bokserki w tukany, które ostatnio o ile dobrze pamiętam miał na sobie Calum.
Rozejrzałam się. Cała łazienka była w papierze toaletowym, serpentynach i innych dekoracjach. Wstałam po chwili cicho, żeby nie obudzić go, i wyszłam do pokoju. Po drodze spotkałam wkurzonego Ashtona.
 -Co się stało? - spytałam cicho. Po pierwsze dla tego, że głowa mnie strasznie bolała, a po drugie, miałam zdarte gardło od przekrzykiwania głośnej muzyki.
 -Popatrz na siebie - postawił mnie przed lustrem.
No za dobrze nie wyglądałam. Zaczynając od rozmazanego makijażu i braku kompletnego stroju i kończąc na malince na mojej szyi.
 -Co się wczoraj działo? - spojrzałam na niego, a włosami tak jakby chciałam ukryć czerwoną plamę na mojej szyi.
 -Dużo - odpowiedział krótko. Złapałam go za rękę i pociągnęłam do mojego pokoju, zamykając za nim drzwi.
 -Co się wczoraj działo? - powtórzyłam pytanie, już nie tak pewnie. Z każdą sekundą tracąc coraz bardziej chęć do usłyszenia odpowiedzi. Usiadłam na przeciwko niego oparta plecami o ścianę i z nogami zgiętymi w kolanach.
 -Nie jestem pewien, że chcesz wiedzieć - w tym momencie już w ogóle nie miałam na to ochoty.
 -Powiedz.
 -Nie wiem co pamiętasz. Najciekawsze z całego wieczoru było granie w "prawdę czy wyzwanie" i butelkę - jego głos był pozbawiony jakichkolwiek emocji. Mówił to sucho, jakby go to nie obchodziło. Jakbym nie znaczyła teraz dla niego nic. - Dowiedzieliśmy się na przykład tego, że nigdy nie miałaś chłopaka, że nigdy wcześniej nie piłaś i że jesteś, lub byłaś, dziewicą. I tylko dzięki temu ostatniemu, uratowałem cię od Luka, który namiętnie starał się cie przelecieć i stąd ta malinka na szyi. Jeśli będziesz chciała to robić, to chociaż nie po pijaku i nie z pierwszym lepszym - wstał i skierował się do drzwi.
Zaczęłam cicho płakać kiedy wszystkie te słowa dotarły do mnie.
 -Zostań - powiedziałam cicho, ale wystarczająco głośno, żeby usłyszał. Zatrzymał się i popatrzył na mnie.
 -Wyszło na to, że jednak nie znaczę dla ciebie nic, oprócz kogoś kto by cię kochał.
I nie został. Wyszedł. A ja znowu zostałam sama ze sobą i niszczącymi mnie myślami o tym co zrobiłam wczoraj, jak bardzo tego żałuje i o tym, jak zraniłam w ten sposób, prawdopodobnie najważniejszą dla mnie osobę.
Wstałam i wyszłam z pokoju wpadając na Luka. Jeszcze jego mi brakowało.
 -Hej kotku - powiedział przytulając mnie. Szybko ściągnęłam z siebie jego ręce.
 -Zostaw mnie teraz - zbiegłam szybko po schodach i pobiegłam w kierunku drzwi, którymi przed chwilą wyszedł Ashton. Naciągnęłam na nogi dres, który znalazłam po drodze i założyłam bluzę. Wyszłam z domu, rozglądnęłam się za Ashem, po cichu modląc się, żeby nie poszedł gdzieś daleko, bo nienawidziłam biegać. Daleko nie był. Siedział na krawężniku przed domem i rzucał kamykami do kosza na śmieci. Głęboko odetchnęłam podchodząc do niego i usiadłam obok.
 -Przepraszam - wyszeptałam.
 -To nie moja sprawa co robisz, z kim i czy pijesz. Tak samo jak to z kim śpisz. Ale zależy mi na tobie - jego głos był znowu spokojny i delikatny. Popatrzył na mnie, a ja opuściłam głowę. Wiem, że głupio wyszło. Przez chwilę nie odzywałam się.
 -Ashton, naprawdę nie chciałam. Możemy... Możemy zapomnieć o wczoraj? Proszę cie. Zachowujmy się tak jakby tego nie było - trochę nie do osiągnięcia ta prośba, ale warto spróbować.
 -Możemy, ale proszę nie płacz już i porozmawiaj z Lukiem. Wyjaśnijcie sobie wszystko - delikatnie uniósł mój podbródek i gładził przez chwilę kciukiem mój policzek. Kiedy przestał, oparłam czoło o jego ramię.
 -Kocham cie - powiedziałam niepewnie, a on objął mnie ramieniem. Chwilę siedzieliśmy w ciszy po czym wstałam. - Zimno mi. Wracam do domu - powiedziałam i odeszłam. Wstał chwilę po mnie i też poszedł w stronę wejścia.
Kiedy tylko przekroczyłam próg, znowu wpadłam na blondyna.
 -Możemy się przejść? Chciałbym z tobą pogadać - powiedział.
Oczywiście zgodziłam się i chwilę po tym szliśmy już powoli w stronę pobliskiego parku. Byłam ubrana w jeansowe rurki i czarną kurtkę, bo na dworze było dość zimno jak na tą porę roku. Na początku nie rozmawialiśmy, dopiero potem on zaczął mnie przepraszać za wczorajszy wieczór i to co się wydarzyło. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Było mi trudno powiedzieć mu, że nie czuje do niego nic więcej niż to, że go lubię. Najpierw był lekko załamany ale potem zaczęliśmy żartować. Powiedział mi też, że od samego początku wiedział, że nic nie powinno się między nami zdarzyć i jako porozumienie zostaliśmy przyjaciółmi, z czego obydwie strony były bardzo zadowolone. Wróciliśmy do domu, chyba tylko dlatego, że nasze puste żołądki domagały się jedzenia.
Kiedy tylko się najadłam i oglądnęłam kilka filmów z Mikiem i Lukiem, Ashton postanowił zabrać mnie na spacer. Co z tego, że już byłam na długim, męczącym spacerze z Lukiem, i było już po dwudziestej drugiej, a ja chciałam spać.
No więc poszliśmy. Na niebie nie było żadnych chmur. Było ślicznie. Prawie w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Szliśmy tylko obok siebie, trzymając się za ręce i co chwilę obijaliśmy się o siebie, a ja prawie padałam ze zmęczenia. Ale warto było iść dalej. Była chyba dwudziesta trzecia kiedy doszliśmy do parku w stronę którego przedtem szłam z Lukiem. Nie było żadnych latarni, tylko gwiazdy i księżyc oświecały naszą drogę. Chłopak zrobił się nerwowy. Poszliśmy na małą polankę z jeziorkiem. Od tafli wody dobijał się księżyc, a na środku był mostek prowadzący na drugą stronę. Kiedy staliśmy już na samym środku, chłopak zatrzymał się. Miałam wrażenie, że zaraz uderzy mnie w głowę jakimś kamieniem i wrzuci do wody. Ale moim wrażeniom nie można ufać.
 -Ładnie tu - obróciłam się dookoła.
 -Alex? - znowu na niego popatrzyłam. Trochę tak nie mogłam chwilę oddychać kiedy zobaczyłam, że przede mną klęczy. "Nie za wcześnie na oświadczyny?" pomyślałam i chwilę po tym skarciłam się w myślach, że właśnie niszczę najpiękniejszą chwilę w moim życiu. - Chcesz być moją księżniczką na zawsze? - wyciągnął zza swoich pleców mały bukiecik z stokrotek, przewiązany błękitną wstążką. Nawet nie wiem, kiedy go zrobił.
Klęknęłam obok niego, a dłońmi zasłoniłam swój nos i usta. Do oczu napłynęły mi łzy, nie wiedziałam co powiedzieć. Znaczy, wiedziałam, ale nie umiałam z siebie wydobyć żadnego dźwięku oprócz krótkiego pisku, jakby ktoś mnie dusił.
 -Ashton.
To był ten długo oczekiwany dźwięk na który zbierałam się przez chyba całą wieczność. Przytuliłam go mocno, a nos schowałam w zagłębienie jego szyi. Chyba jego imię wziął jako tak, i bardzo dobrze, bo chwilę po tym staliśmy już na mostku, całując się.
Długo jeszcze nikt oprócz nas nie wiedział co stało się tamtej nocy. Nikt nie wiedział, że tego dnia od godziny dwudziestej trzeciej dwadzieścia trzy, byłam jego księżniczką, a on moim księciem.
______________________________________________________________________
Rozdział może krótszy, ale mam nadzieje, że nie gorszy.
Myślę nad założeniem konta updatowego o moim ff, bo kilka osób mnie do tego namawia..
Komentujcie, czy chcielibyście takie i jak wam się podoba.
Kocham Was, @ashshalo xx

środa, 18 czerwca 2014

15 lipca, wtorek

"There's a hole in my soul
I can't fill it I can't fill it
There's a hole in my soul
Can you fill it? Can you fill it?"

Wreszcie zaczęłam się wysypiać, ale uczucie samotności nie znikało nawet kiedy byłam w towarzystwie chłopaków. Deszcz i brak słońca od samego rana tylko sprawiło, że czułam się jeszcze gorzej. Miałam ochotę cały dzień leżeć w łóżku i płakać. Więc rano wstałam tylko umyć zęby, a potem przeleżałam tak chyba do trzynastej kiedy to Luke wszedł do mojego pokoju ze śniadaniem i podziękował za wczorajszą pomoc. Chwilę pogadaliśmy, a ja zjadłam ale chyba zobaczył, że nie mam nastroju, a sama rozmowa się nie klei więc zabrał tacę i wyszedł zostawiając mnie samą. Z jednej strony - super. Jestem znowu sama woo-hoo. Ale z drugiej - kurcze. Jestem znowu sama. Dziwny humor. Po chyba pięciu minutach kiedy już zaczęłam zasypiać, do mojego pokoju wszedł Ashton. Znaczy, chyba Ashton. Nawet nie zapukał wchodząc, a potem wpakował mi się pod kołdrę. I nawet nie zapytał czy może. Super. Cieszyłam się, że przyszedł ale, halo, mogłam być goła. Ale nie była więc ma szczęście. Ja mam szczęście, bo on by się chyba cieszył... Mniejsza z tym.
Na początku nie byłam pewna czy to on, bo leżałam na boku, plecami do drzwi, a nie chciało mi się ruszać. Ale kiedy nasze ciała dzieliły już chyba tylko ubrania i milimetry, mogłam rozpoznać go po zapachu. Pachniał... Chciałam napisać niebem, ale tak pachnie każdy anioł. Więc profesjonalnie mówiąc Ashton pachniał ozonem. Czyli tak jak pachnie po burzy. Zawsze lubiłam ten zapach ale kiedy skojarzyłam go z Ashem lubiłam go jeszcze bardziej.
 -Mogę? - zapytał po chwili cicho.
Fajnie, że w ogóle zapytał. Odetchnęłam głęboko i obróciłam się i przytuliłam go.
 -Teraz to ci nie przeszkadza tak bliski kontakt? - uśmiechnął się i poprawił mi włosy. Podniosłam głowę i popatrzyłam mu w oczy. Widziałam w nich małe iskierki kiedy patrzył na mnie.
 -Nigdy mi nie przeszkadzało.
Chyba chciał coś powiedzieć ale zrezygnował. I bardzo dobrze, bo nie miałam ochoty się z nim kłócić. Pocałował mnie tylko w czoło i uśmiechnął się.
 -Oczywiście - zamknęłam oczy i oparłam czoło o jego ramię. - A tak mogę? - zapytał niskim głosem, wkładając mi rękę pod koszulkę i gładząc moje plecy.
Przeszły mnie ciarki. Uśmiechnął się znowu widząc moją reakcję. Jego zimne opuszki przesuwały się powoli w górę i dół mojego kręgosłupa. Ściągnęłam łopatki do siebie i przygryzłam lekko dolną wargę, żeby nie wzdrygnąć się.
 -Przestań - powiedziałam niepewnie, wyciągając jego rękę z pod mojej koszulki.
 -Czemu taka niepewna? - zapytał cicho, a ręką pojechał w górę od mojego nadgarstka, aż do ramienia, wzrokiem podążając za niewidocznym śladem, który zostawiał.
 -Czemu taki pewny siebie? Wole cię takiego kochanego - odsunęłam się od niego nie zrywając kontaktu wzrokowego. W te oczy mogłabym się patrzyć godzinami. Chyba był zamyślony. - O czym tak myślisz?
 -Chce się już pocałować - wyszeptał spuszczając wzrok z moich oczu na usta. Oblizał dolną wargę i przygryzł ją. - Lukowi udało się to już pierwszego dnia. A ja? A ja próbuje już któryś raz i za każdym razem rezygnuje. Bo boje się twojej reakcji - uśmiechnęłam się i niepewnie, nawet bardziej niż wcześniej kiedy wyciągałam jego rękę, splotłam nasze palce. - Nie chcę zniszczyć relacji jaka już między nami jest. Nie chcę cie przecież przelecieć i zostawić. Tylko pocałować - popatrzył nasze ręce.
Byłam tak blisko niego, że czułam jego ciepły, miętowy oddech na mojej twarzy. Sama nie wiem czemu, popatrzyłam na jego usta. Na pewno nie pierwszy raz ale teraz bardziej przywiązałam do tego uwagę. Były zaschnięte i lekko rozwarte. Jego prawa dłoń leżała na moim karku, a lewa ciągle spoczywała na dole mojego kręgosłupa i pilnowała żebym nie odsunęła się.
 -Nie każ mi już dłużej czekać - wyszeptał ledwo słyszalnie. Raczej wyczytałam to z ruchu jego warg niż usłyszałam.
Dotknęłam lekko czubka jego nosa moim. Lewą dłoń położyłam na jego ramieniu. Popatrzyłam w jego oczy. Miał tak duże źrenice, że prawie nie było widać miodowego koloru tęczówki. Zamknęłam oczy, delikatnie zsuwając nos na jego policzek i niepewnie połączyłam nasze wargi w pierwszym pocałunku. Uśmiechnął się lekko zamykając oczy i po chwili to on pocałował mnie. Był w tym zdecydowanie lepszy niż ja. Kciukiem kreśli kółka na moich plecach, z każdym pocałunkiem przyciągał mnie bliżej siebie i całował namiętniej. Przestał i spojrzał mi w oczy. Wzrokiem pełnym miłości, zadowolenia, szczęścia i hmm... Czymś w rodzaju podniecenia?
 -Tak dla jasności. Na coś więcej możesz liczyć dopiero po trzeciej randce - uśmiechnęliśmy się, a ja nieznacznie odsunęłam się i położyłam na plecy. Jego wzrok ciągle utkwiony był we mnie.
 -Czy wczorajsze wyjście po świeże jedzenie zaliczamy jako pierwszą? - spytał rozbawionym tonem i oparł swój nos o moje ramię.
Odetchnęłam głośno zamykając oczy. Chłopak położył rękę na moim brzuchu i delikatnie rysował na nim kółka. No i tak sobie zasnęłam.

"Got no reason, got no shame
Got no family I can blame
Just don't let me disappear
I'm gonna tell you everything"

Obudziłam się wieczorem i mimo tego, że cały dzień tylko leżałam i spałam, chętnie robiłabym to dalej i nie miałam najmniejszej ochoty wstawać.
 -Słodko wyglądasz jak śpisz - powiedział po chwili.
Chciałam znowu położyć na nim głowę ale przypomniałam sobie o siniaku.
 -Przepraszam, że mój brat cię tak potraktował.
 -Nic takiego się nie stało. Tylko siniak.
 -Mogę zobaczyć? Chyba, że cie to jakoś krępuje czy coś - usiadłam poprawiając włosy, tak, żeby nie leciały mi na twarz. Chwilę się nie odzywał po czym też usiadł i podciągnął koszulkę.
Miał niezłą klatę. Znaczy siniaka. Miał siniaka. Dosyć dużego.
 -Bardzo cie boli?
 -Tak tylko trochę. Czuję, że tam jest.
 -Pocałować? - zaśmiałam się.
 -A ja mogę pocałować? - złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie.
 -Co pocałować? Mnie? Nie za dużo całowania? - uśmiechnął się w odpowiedzi.
Spojrzałam na jego ręce, które rozpinały mój zegarek. Zrobiło mi się tak trochę gorąco.
 -Twoje rany - wyszeptał i musnął wargami miejsce, które zawsze było schowane pod paskiem.
Nie płaczę często i z byle jakich powodów, ale w tym momencie oczy miałam zaszklone. Zabrałam rękę i wstałam, kierując się do drzwi.
-Przepraszam - rzuciłam i otworzyłam drzwi. Ashton wstał za mną i szybko podbiegł do mnie, zanim jeszcze wyszłam. Znowu złapał moje nadgarstki i zatrzymał. Przytulił mnie mocno. Trochę tak jakby chciał, żeby przez to, wszystkie części mojego złamanego serca, znowu stały się jednością. I chyba mu się to udało. Łzy, których nie mogłam zatrzymać, moczyły jego szary podkoszulek.
 -Ciii... Nie płacz. Nie masz za co przepraszać - gładził mnie lekko po plecach. - Ja mogę cię przepraszać, że mnie nie było wtedy z tobą - zacisnęłam dłonie na jego koszulce.
 -To nie twoja wina, że cię nie było.
 -To nie twoja wina, że sobie nie radziłaś, a nikt nie umiał ci pomóc.
 -Mogę ci coś opowiedzieć? - wytarłam oczy i popatrzyłam na niego.
 -Jeśli chcesz - pociągnęłam go za rękę i usiadłam po turecku na łóżku.
W tym momencie chciałam mu wszystko opowiedzieć. Wszystko czyli niezbyt wesołą historię, której nie opowiadam wszystkim. To dosyć poważna sprawa, więc w momencie kiedy zdecydowałam się mu powierzyć mój sekret, stwierdziłam, że jest dla mnie kimś więcej niż tylko chłopakiem, który siedział obok mnie w samolocie. Trochę nie wiedziałam jak zacząć to opowiadać. Ale stwierdziłam, że najłatwiej będzie po prostu opowiedzieć jak było. Więc wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
 -Ogólnie rzecz biorąc, wszystko zaczęło się kiedy miałam dwa latka. Moi rodzice rozwiedli się, a ja i Charlie zamieszkaliśmy u dziadków. On miał wtedy 10 lat i to był moment od, którego zaczął opiekować się mną i dbać, żeby nikt i nic mnie nie zraniło. Nigdy nie opowiadał mi o rodzicach. Potem kiedy miałam 14 lat, dziadkowie zmarli. Nie wiedziałam co zrobić, ani co się dzieję. Mimo starań Charliego, popadłam w depresje. On, mimo że próbował, nie umiał mi pomóc. Miałam mu to trochę za złe. Zaczęłam chodzić do szkolnej pani psycholog, która na początku mi wystarczała. Ale z biegiem czasu potrzebowałam większej pomocy. Chociażby z szkolnymi prześladowaniami, bo nie byłam zbyt ładna, nie uczyłam się dobrze, i nie byłam chuda. No i dołączyła się do tego reszta - dziwnie było mi mówić o tym co przeżyłam. Na chwilę się zawiesiłam i patrzyłam tylko na moje ręce, które blondyn złapał i delikatnie gładził.
 -Nie musisz - wyszeptał.
 -Ale chce. Więc tak, miałam anoreksje i myśli samobójcze. Charlie miał tylko 21 lat i nie radził sobie ze mną i moimi problemami, więc zapisał mnie do psychiatry. Nie za bardzo go lubiłam. Pierwsze i ostatnie nasze spotkanie trwało 5 minut. Z reszty spotkań uciekałam. Potem wszystko się tylko pogorszyło. Znaczy, trafiłam do szpitala, bo nic nie jadłam. Lekarze stwierdzili, że jest ze mną źle i wysłali mnie do drugiego szpitala, gdzie mieli mi pomóc. Psychiatryki zawsze są pokazywane jako miejsca, gdzie się pomaga. Ale tam tak nie było. Było okropnie. Wyleczyłam się sama. Tylko na tyle, żeby pomyśleli, że jest dobrze i mnie wypuścili. Wróciłam do domu i co noc budziłam się z piskiem, bo zawsze śniło mi się to samo. Charlie, jak najszybciej postarał się znaleźć mi inne mieszkanie i zamieszkałam w Nowym Jorku z jego znajomą. Tam poznałam Ashley. I od 17 roku życia mieszkam z nią i jakoś się trzymam. Proszę, nie myśl o tym co ci powiedziałam, kiedy będziesz na mnie patrzył. Może po tym, będzie łatwiej ci zrozumieć moje zachowanie w niektórych przypadkach.
 -Nie kocham cię za to kim byłaś tylko za to kim teraz jesteś. Mam nadzieję, że teraz lepiej się czujesz, kiedy nie trzymasz tego w sobie.
 -Ashton, jesteś trzecią osobą, która o tym wie - popatrzyłam mu w oczy. - I jeszcze jedna ważna rzecz zanim zdecydujesz się na kochanie mnie. Potrzebuje miłości i bardzo łatwo zakochuję się. Myślę, że nie kocham cię tylko tak na chwilę i mam nadzieję, że to co czuje jest naprawdę. Chciałam być z tobą szczera, przepraszam, jeśli cie to zraniło.
 -Obiecuje ci, że będę cię kochać na zawsze - powiedział cicho.
 -Wiesz, że znamy się może z dwa tygodnie i chyba zbyt wcześnie na takie obietnice.
 -W takim razie, obiecam ci to kiedy indziej. Wiem, że to taki trochę głupi moment, ale chyba tą noc będę spędzać w moim łóżku, żebyś mogła się wyspać - wstał i popatrzył na zegarek. - Jak coś to pisz - uśmiechnął się, pocałował mnie w czoło i wyszedł. Nie na długo, bo po chwili znowu widziałam jego głowę. - Ej, zapomniałem ci powiedzieć, ale Luke ma jutro osiemnastkę. Tak tylko mówię, żebyś wiedziała.
 -To trzeba mu coś kupić - spojrzał na mnie zdezorientowany.
 -Yyyy? Nie! Znaczy, my mamy prezent ale ty chyba nie musisz kupować, bo samo to, że będziesz, będzie prezentem dla niego. Teraz dobranoc, wyśpij się królewno - uśmiechnął się i zamknął drzwi.
Ogarnęłam się i poszłam spać. Trochę dużo się dzisiaj wydarzyło więc przed snem poukładałam to sobie w głowię. Miałam wrażenie, że zakochałam się w Ashu od pierwszego wejrzenia, jak to się mówi, ale nie byłam pewna. Szkoda, że dopiero teraz o tym myślałam, a nie pierwszego dnia jak go poznałam. Ale skąd miałam wiedzieć, że mam mój numer i odegra w moim życiu tak ważną rolę.
______________________________________________________________________
Komentujcie proszę, to motywuje :)

I prawie zapomniałam napisać.
Chciałam się wam pochwalić, że "Sun" został przetłumaczony na Włoski. Bardzo chciałam podziękować za to @Kidrauhl_sLaugh, która znalazła mnie i zaproponowała, że to zrobi. Dziękuje jeszcze raz.
Kocham was, @ashshalo xx

wtorek, 10 czerwca 2014

14 lipiec, poniedziałek

Pierwsze o zobaczyłam rano, kiedy się obudziłam, to Ashton. Jego zatroskana twarz od razu uśmiechnęła się. Delikatnie założył za moje ucho, kilka włosków, które opadły na moją twarz i łaskotały mnie w nos.
 -Dzień dobry - powiedział cicho, na co uśmiechnęłam się i oparłam czoło o jego klatkę piersiową. Przytulił mnie lekko i gładził po plecach jedną ręką. - Specjalnie nie wstałem, żebyś nie myślała, że znowu zniknąłem - pocałował mnie w głowę, na co mruknęłam i wtuliłam się w niego. Po chwili uniosłam głowę i popatrzyłam na niego zaspanym wzrokiem. - Idziemy na śniadanie?
Kiwnęłam głową, a on wstał. Usiadłam i wytarłam oczy.
 -Ja idę do łazienki - wyszedł. Przeciągnęłam się, ubrałam coś sensownego i poszłam do kuchni.
Kiedy tylko przekroczyłam próg w oczy, rzuciły mi się plecy jakiegoś chłopaka. Wędrując wzrokiem w dół jego kręgosłupa doszłam do miejsca gdzie powinny być majtki.
 -O mój Boże - krzyknęłam i odskoczyłam do tyłu, kiedy zobaczyłam kompletny brak jakiejkolwiek części ubioru na jego ciele. Stanęłam za drzwiami, bo nie zależało mi na takim widoku.
 -Kurwa - przeklną szukając chyba czegoś czym mógłby się zasłonić, a przy okazji zrzucając na ziemie garnek. - Możesz już wejść - powiedział po chwili. Zawahałam się przez moment po czym niepewnie weszłam.
 -Sorry, że weszłam do kuchni tak bez ostrzeżenia, ani niczego.
 -Sorry, że tak stałem w kuchni bez majtek, ani niczego - przerwał mi. W sumie to miał racje.
 -Nie będę ci przeszkadzać jak zrobię sobie coś do jedzenia?
 -Spokojnie - zaśmiał się - rób co chcesz, będę jeszcze chwilę i zaraz spadam.
Poszukałam chleba i włożyłam dwie kromki do tostera. Poszukałam czegoś co można by było położyć na kanapki. W lodówce była reszka sera, szynki i ketchupu. Puste opakowania po mleku, kilka pojemników z roztopionymi lodami, spleśniałe warzywa i owoce na widok których ciało mi się wymiotować. Sądząc po zapachu było tam pewnie jeszcze więcej przeterminowanej żywności. W miarę szybko zamknęłam lodówkę, żeby smród nie ogarnął reszty kuchni. Otworzyłam okno i odetchnęłam głęboko szukając chociaż odrobiny świeżego powietrza.
 -Co tu tak śmierdzi? - zapytał Luke wchodząc do kuchni i odkładając brudny talerz do zlewu.
 -Wasza lodówka mój drogi. Wasza lodówka.
 -Oops? - zaśmiał się pod nosem i otworzył szafki nad zlewem. - To tak gdybyś szukała czegoś do jedzenia.
Było tam kilka opakowań Vegemite i Nutelli.
 -Serio? Nic zdrowego nie macie? Sałata czy coś?
 -Phi. Sama mnie na pizze brałaś - oburzył się i wyjął na talerz tosty, które akurat wyskoczyły z opiekacza.
 -Ej, ej, ej. To moje.
 -Ja wiem. Wyluzuj - podał mi je. - Najlepsze z Nutellą, chyba, że jesteś Ashtonem, to Vegemite.
 -O nie. Tego to ja w życiu nie zjem - zaczęłam smarować kanapkę. - Kiedyś w szkole mieliśmy organizowaną akcje "Śniadania Świata" i każdy losować co ma zjeść i na mnie wypadła kanapka z Vegemite. Po tym obiecałam sobie, że już nigdy tego nie zjem.
 -To lepiej nie mój tego Ashowi - uśmiechnął się nalewając do dwóch szklanek sok pomarańczowy.
 -Nie jest przeterminowany? - chłopak dał mi jedną.
 -Zaraz się okaże - wypił trochę po czym wylał go do zlewu. - Oczywiście, że jest - to samo zrobiłam z moim napojem.
 -Dzięki za uratowanie mi życia, superbohaterze - uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść. - Ile osób jest w tym domu?
 -Pięć. Ty, Ash, Mike, Calum i ja. Calum chyba tylko nie znasz.
 -Chyba znam. Dzisiaj rano stał goły w kuchni.
 -To bardzo możliwe - oparł się o blat i patrzył na mnie.
 -Calum chodził znowu goły? - spytał Ashton wchodząc do kuchni. - Nikt mu nie powiedział, że Alex przyjeżdża? - wziął karton i odkręcił. Chciałam mu powiedzieć, żeby tego nie pił ale Luke wzrokiem pokazał mi, żebym tego nie robiła. - Czemu się tak patrzycie na siebie? - zerknęłam na niego. Kiedy tylko spróbował wypluł napój. - Co to kurwa jest? - odkaszlnął i popatrzył na Luka morderczym wzrokiem.
 -Sok. Trzeba kupić. Tak samo jak całą zawartość lodówki. Alex powiedziała, że zaoferowaliście się na zakupy - chciałam zaprzeczyć ale blondyn nie dopuścił mnie do głosu. - Więc tu masz kluczyki, ubierzcie się i jedźcie do Tesco czy coś.
 -Mhm. Czemu je masz? Nie możesz jeszcze prowadzić - zapytał Ash biorąc kluczyki od auta i domu.
 -To, że je mam, nie znaczy, że prowadziłem - zaczął się tłumaczyć ale Ash chyba mu nie uwierzył.
 -I tak dobrze wiem gdzie byłeś - złapał mnie w talii i wyprowadził z kuchni.
 -Gdzie był?
 -Nigdzie nie był. Gdzie miał być. Lubie się z nim droczyć.
Poszłam do pokoju ubrać się w coś normalnego po czym wróciłam do przedpokoju gdzie czekał na mnie Ashton. Uśmiechnął się kiedy zobaczył, że mam na sobie jego bluzę, którą na prawdę polubiłam.
 -Skąd masz... No tak,
 -Chciałam ci ją oddać.
 -Weź ją sobie. Słodko w niej wyglądasz - otworzył przede mną drzwi.
 -Dzięki - wyszłam, a kiedy on dołączył do mnie i znowu próbował objąć mnie w tali, wymsknęłam mu się. - Nie - powiedziałam spokojnie, a on zabrał spowrotem dłoń.
Zakupy były jak zakupy. Czyli same nudy. Chłopak chciał mnie potem zabrać na spacer ale wywinęłam się tym, że słabo się czułam. Z resztą, tak też było. Więc wróciliśmy do domu. Pomogłam mu trochę z rozładowywaniem auta ale kazał mi iść do domu i odpocząć. Więc poszłam spać.
Obudził mnie telefon. A raczej Charlie, który do mnie dzwonił z pytaniem czy wszystko dobrze. Nie miał zbyt dużo czasu więc szybko się rozłączyliśmy.
Ogarnęłam się trochę i zeszłam na dół w poszukiwaniu jedzenia, bo mój apetyt naglę zaczął wracać.
W salonie zastałam Asha, Cala i Mika oglądających jakiś mecz i pijących coś.
 -Gdzie Luke? - spytałam stojąc w drzwiach.
 -Czeka na ciebie w łazience - powiedział Mike nie odrywając wzroku od telewizora.
Nie powiem, zdziwiłam się, ale poszłam zobaczyć co z nim, który faktycznie był w łazience. Klęczał przed kiblem z dwoma rękoma opartymi na desce. Rzygał. No nie powiem, żeby na mnie czekał.
 -Kotku, co się stało? - szybko klęknęłam obok niego i położyłam mu rękę na plecach.
 -Sok chyba - odkaszlnął i oparł głowę o rękę, zamykając oczy.
 -Biedny. Już się trochę lepiej czujesz?
 -Trochę.
 -Strasznie wrażliwy jesteś. Zaraz ci coś przyniosę - pocałowałam jego ramię i poszłam do kuchni. Po kilku minutach wróciłam z rumiankiem.
 -Co to? - wykrzywił się kiedy tylko powąchał.
 -Rumianek. Nie mów, że nie piłeś nigdy. Pomaga na ból brzucha i takie tam. Wypij - wziął niepewnie kubek do ręki. Wypił łyk i wykrzywił się jeszcze bardziej.
 -Fuu. Niedobre.
 -Bo nie ma cukru. Pij - przyłożyłam mu go do buzi, a on niechętnie wypił.
 -Ciągle niedobre - wstał.
 -No to teraz możesz iść spać.
 -Ale jest wcześnie.
 -Mnie to nie obchodzi. Możesz iść spać.
 -Jestem głodny.
 -Zawsze jesteś - poszłam do kuchni, a on po chwili dołączył do mnie. - Co byś chciał? - spytałam otwierając lodówkę.
 -Pizze bym zjadł - usiadł na krześle i popatrzył na mnie.
 -Frytki do tego? - wyciągnęłam z lodówki banana i dałam mu.
 -Banan? Nie najem się bananem - popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
 -To zjesz dwa. Nie chcę ci mówić co czujesz ale kwas żołądkowy przed chwilą przechodził przez twoje gardło więc cię ono boli - chłopak patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. - Coś nie tak?
 -Nie. Fajnie tłumaczysz co czuje - uśmiechnęłam się i wyszłam.
Poszłam pod szybki prysznic, a potem mimo dość wczesnej pory, położyłam się spać.
______________________________________________________________________
Wiem, że długo nie dodawałam rozdziałów, ale mam nadzieje, że mi wybaczycie. Koniec roku to trochę popraw na ostatnią chwilę, szczególnie w moim przypadku. Piszcie proszę co wam się podoba, a co nie. Dziękuję za te komentarze pod ostatnim rozdziałem, bardzo mnie one zmotywowały.
I mały update, gdyby ktoś chciał się o coś zapytać, to założyłam Aska mam też Twittera. I to chyba tyle.
A no i jak pewnie zobaczyliście, na górze jest ankieta, którą możecie wypełniać, bo nie jest to takie trudne.
Jeśli chcecie być powiadamiani o nowych rozdziałach (albo mieliście być, a nie jesteście) to piszcie proszę do mnie albo na tt albo w komentarzach.
Kocham was, @ashshalo xx